Ja się zdecydowałam na prace z drewnem i haftem matematycznym, czyli sposobem na pewne sploty (kocham je ;). Moja druga Mamusia ( znam Ją z Wa-wy ;) mówiła mi.. ;) praca będzie trudna i może być z nią wiele problemów.. i co? i było :)
Ale ja jak to niesforny bachor uparłam się i dostałam nauczkę (mądry Polak po szkodzie ;)). Dwa tygodnie zaplatałam i rozcinałam, cały czas nitki przybierały formę hamaka :), luzowały się. Jednak co pięć głów to nie jedna- poprzeczki, kątowniki, odpowiednia grubość sznurka i wprawa zrobiły swoje. Zrobiłam to wszystko po to.... by to na końcu rozplątać, rozkręcić i przewieźć do Warszawy w elementach i zrobić to na nowo ! :) ;)- dobre co?! Ja też nie wiem gdzie w tym momencie zgubił się mój rozum ;)
O wtorku wraz z przesympatyczną Hanią i niezastąpionym Tomaszkiem wyplataliśmy dużego Kloca. (dziękuję bardzo za pomoc :)*)Było by zbyt prosto gdyby ot tak wszystko się udało :) Gdy po pierwszym dniu położyliśmy się spać, nastepnego bardzo szybkiego ranka okazało się, że na dachu owej konstrukcji chyba coś się wydażyło , bo go nie było, obwisł i umarł. Więc co?nic, od początku, śmiesznie było. :)
Na samym egzaminie, też pojawiły się problemy, mianowicie, większość czasu zajęło mi umieszczanie dużych kwiatów w fiolkach po to by zapełnić płaszczyzny , które były cały czas puste, puste, puste i puste.. no i zabrakło minut na to by stworzyć przestrzeń na owych płaszczyznach, hmmm... no cóż, teraz pewnie bym zrobiła inaczej ;) Inne rozmiary pracy, inne kwiaty.. Święte słowa ;)
Drugi bliźniak był malutką ramką wykonaną z tego samego drewna, sznurków i kwiatów, lecz w nieco bardziej spokojnej i klasycznej formie, ot taki sobie obrazeczek .
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz